Opusciła reke i wydała z siebie cos, co miało byc zapewne
westchnieniem. Nadal go nie rozpoznawała. 48 - Nick? - szepneła z wysiłkiem. - Ten... brat? Wiec wiedziała. - Myslałem, ¿e dla ciebie jestem „tym banita”. Nie odpowiedziała. - No wiesz, w przeciwienstwie do twojego me¿a, porzadnego Aleksa - wyjasnił, wzruszajac ramionami. Na pokrytej granatowymi i fioletowymi sincami twarzy nie pojawił sie jednak wyraz zrozumienia. - To był ¿art - dodał po chwili. - Zły ¿art. - Oczy zaczeły jej sie zamykac. - Bardzo zły - wybełkotała przez druty zamierajacym głosem. - Nastepnym razem wymysle cos lepszego - powiedział, ale Marla nie zareagowała. - Marla? O nie, ona nie mo¿e teraz zasnac! Podobno od wypadku nie odzyskała przytomnosci, tak powiedział Alex, z którym rozmawiał wczesniej przez telefon. To Alex chciał, ¿eby spotkali sie w szpitalu, chocia¿, jak sie okazało, wcale mu sie tak bardzo nie spieszyło. Nick wsadził rece głeboko do kieszeni skórzanej kurtki i wyszedł z pokoju, ¿eby poszukac pielegniarki. Nie miał ochoty przebywac sam na sam z kobieta to odzyskujaca, to tracaca swiadomosc. Zwłaszcza jesli ta kobieta była Marla Amhurst Cahill. Stojac w drzwiach, odwrócił sie i spojrzał na nia przez ramie. Le¿ała nieruchomo na łó¿ku. Wygladała naprawde okropnie. Ale teraz odzyska w koncu przytomnosc, wyzdrowieje, rany sie zagoja i za jakis czas odzyska pamiec. I na pewno odzyska dawna urode. Chocia¿ w zasadzie nie powinno go to obchodzic. Jak brzmiało stare przysłowie? Kto sie raz sparzy, ten na zimne dmucha? Có¿, on sie ju¿ kiedys porzadnie sparzył. Teraz dobrze sie zastanowi, zanim wyciagnie po cos reke. 49 3 Obudziła sie, popatrzyła mi prosto w oczy i spytała, kim jestem -powtórzył Nick cierpliwie. Stał oparty o sciane przy oknie w ponadstuletniej posiadłosci, w której sie wychował. Rozluznił kołnierzyk flanelowej koszuli i spojrzał na matke. - Opowiadałem pielegniarce, co sie stało, kiedy wpadł tam Alex. Powiedziałem, co zaszło, a potem poszedłem. Sadziłem, ¿e chce zostac sam z ¿ona. Chyba maja sobie wiele do powiedzenia. - Có¿, Bogu dzieki, ¿e nastapił przełom. - Eugenia siedziała w swoim ulubionym fotelu. - Tak sie martwiłam, sam rozumiesz. To był koszmar, Nick, prawdziwy koszmar. - To jeszcze nie koniec. - Och, wiem. - Potrzasneła głowa, ale ani jeden kosmyk z ufarbowanych na kolor miedzi włosów na jej głowie nawet nie drgnał. W holu zadzwonił telefon, Eugenia nie ruszyła sie, spojrzała tylko w strone korytarza. Poło¿ona na Mount Sutro posiadłosc z widokiem na zatoke i miasto - raczej w stylu Craftsmana ni¿ wiktorianskim, o czym kiedys bez przerwy słuchał - była duma całej rodziny. Z wyjatkiem Nicka. On nie