butelka wody, gaza i paczka gumy do żucia. Gwizdek miał pomóc w
oznajmieniu innym swojej pozycji, gdyby zawiodło radio; reszta była dla szukanego dziecka. Może nic mu nie będzie, kiedy je znajdą - nigdy nie pozwalała sobie na myślenie, że jednak mogą nie znaleźć poszukiwanego - ale na pewno będzie potrzebowało wody i chętnie przyjmie słodką gumę do żucia. Jej grupa dostrzegła toyotę SUV i właśnie nadchodziła. Prowadził Brian. Chociaż on też miał ciemne okulary, Milla czuła, jak uwaga jej młodego współpracownika skupia się na Diazie. Wyśliznęła się z samochodu, zamknęła drzwi i wrzuciła kluczyki do kieszeni. an43 132 - To jest James - powiedziała, zanim Brian zdążył zadać pytanie. - Pomoże nam w akcji. Kto dowodzi? - Baxter - odparł Brian. - To dobrze. - Porucznik Phillip Baxter był weteranem poszukiwań, spokojnym i sumiennym człowiekiem, na którego zdrowy rozsądek zawsze mogli liczyć. - Jak ma na imię dzieciak? - słyszała, że ludzie wołają „Mac" lub „Mike", więc wolała się upewnić. - Max. Ogólnie zdrowy chłopak, choć dziś nie poszedł do przedszkola ze względu na zapalenie ucha i stan podgorączkowy Matka mówi, że dziecko drzemało, a ona robiła pranie. Kiedy poszła sprawdzić, co u niego, chłopca nie było. Cóż, było to typowe dziecięce zachowanie: wyjść sobie na zewnątrz, pójść się bawić, nie mówiąc nic nikomu. Milla szukała kiedyś pewnego rezolutnego dzieciaka, który czekał, aż rodzice zamkną drzwi na zasuwkę, po czym przysuwał krzesło, wdrapywał się na nie i jeszcze pomagał sobie samochodzikiem zabawką, aby dosięgnąć zamka. Rodzice poznali tę taktykę, gdy malec, odnaleziony na zewnątrz - i tym razem uważniej pilnowany - podjął kolejną, identyczną próbę wydostania się z domu. Dzieci były szalenie zmyślne i zupełnie nieświadome potencjalnych niebezpieczeństw. Martwiło ją, że mały Max jest chory Gorączka uczyni go jeszcze wrażliwszym na zabójczy upał. Musieli go znaleźć jak najszybciej; ona sama stała w tym słońcu dopiero od minuty, a już spływała potem. an43 133 Poszli wspólnie w pobliże domu Maksa i zameldowali się Baxterowi, który koordynował działania tak, by żaden skrawek terenu nie pozostał nieprzeszukany. Ludzie Baxtera, pewni siebie zawodowcy, dowodzili poszukiwaniami w poszczególnych sektorach. - Milla! - ukłonił się jej lekko Baxter, gdy się zbliżyli. - Cieszę się, że wasza grupa dotarła. Czekali tak długo z telefonem do nas, że dzieciak mógł odejść już spory kawałek od domu. Wcześniej Max podobno chciał iść do babci, ale matka nie zgodziła się, bo był chory. Chłopiec bardzo się zezłościł. - Gdzie mieszka babcia? - Kilka kilometrów stąd. Według matki dzieciak zna drogę, dlatego koncentrujemy nasze wysiłki na tym właśnie odcinku. - Którymi drzwiami wyszedł? - spytał Diaz trzymający się za plecami Milli.