zasłoniła dłonią usta. To nerwy. Jest spięta jak
nigdy. - Przepraszam - powiedziała. - Oni są świetni, gdy się tak spierają. Pierce uśmiechnął się leciutko. - Są jeszcze lepsi, gdy nie pakują się w tarapaty. Amy przeniosła wzrok na dzieci. Jeden z bliźniaków miał oczy czerwone od płaczu, drugi patrzył zuchwale. Ten widok poruszył ją do głębi. Nagle przepełniły ją nowe uczucia. - Mówiliście, że płyniecie na wschód - zagadnęła. -Chcieliście przepłynąć Atlantyk, żeby dostać się do mamy i taty? Płynęliście do Afryki. Na wspomnienie rodziców zapłakany chłopczyk zamrugał, a jego bródka lekko zadrżała. Serce Amy ścisnęło się boleśnie. Podeszła do malucha, pochyliła się i pogładziła go dłonią po policzku. - Ty jesteś Jeremiah czy Benjamin? - Jeremiah - wydusił z siebie malec. - Posłuchaj mnie, Jeremiah - powiedziała miękko. -Wiem, co teraz czujesz. Mnie też brakuje moich rodziców. Chłopczyk pociągnął noskiem. - Twoja mama i tata pojechali do Afryki? - Nie. Mój tata jest w Kansas. - Urwała, nie bardzo wiedząc, jak powiedzieć dziecku o mamie. - A moja mama jest bardzo, bardzo daleko. - Dalej niż w Afryce? - z podziwem w głosie zapytał Benjamin. - Dalej niż w Afryce. - Uśmiechnęła się do bliźniąt. -Wiecie, co robię, gdy ogarnia mnie straszna tęsknota? Dzieci czekały w napięciu. - Staram się zająć różnymi fajnymi rzeczami. - Uśmiechnęła się jeszcze serdeczniej. - Tak właśnie będziemy robić. Razem. Wymyślimy sobie mnóstwo świetnych zabaw i przyjemności. - Skoro mówimy o przyjemnościach - rzekł Pierce. - To kto jest gotowy na obiad? Amy wyprostowała się. Dopiero teraz zauważyła, że Pierce podniósł z trawy jej walizkę i sandałki. Zmieszała się. Odczuła to jako gest zbyt... osobisty. Ich spojrzenia się skrzyżowały, więc szybko wybąkała jakieś podziękowanie. Przez moment miała wrażenie, że chłodny wiatr ustał, a słońce zaczęło mocniej grzać. Nie mogła przełknąć śliny. Na szczęście Jeremiah przerwał dręczącą ciszę. Zaczął marudzić, że nie chce jeść brukselki.