wszystkim Lizzie Piper i jej pokazy kulinarne, sama
jaskinia jest nieistotna. Teraz rozstawimy grill przed wlotem do tej małej jaskini, na małej, uroczej plaży, gdzie Jack będzie mógł śmiało wjechać wózkiem. - Richardzie, to cudownie! - Lizzie była szczerze wzruszona. - Jak znalazłeś to miejsce? - To nie ja. Gina z tą twoją kumpelą Susan udały się wczoraj na małe polowanie. Czyli to sprawka Susan, uznała, może niesprawiedliwie, Lizzie. Bo jakoś nie umiała sobie wyobrazić, aby Gina przejmowała się zbytnio czymś tak nieeleganckim jak DMD. Wszystko szło jak z płatka - filmowanie tego odcinka okazało się najmilsze z całej trasy, przynajmniej z punktu widzenia Lizzie. Aż do chwili katastrofy. - Akcja! - krzyknął Bill Wilson. - Mamusiu! Sophie, która dotąd zachowywała się bez zarzutu, zauważyła o krok od siebie dość dużą jaszczurkę. Trochę wystraszona, rzuciła się do matki i chwyciła ją za brzeg T-shirta, odwracając na ułamek sekundy jej uwagę od grilla. W tej samej chwili od Morza Jońskiego dmuchnął niespodziewanie wiatr i płomień na wielkim kamiennym palenisku strzelił wysoko w górę. Sophie pisnęła i oparła się o Edwarda. Ten się potknął i zrzucił sobie na odsłonięte prawe ramię i nogę cały ruszt z rozgrzanymi do białości owocami morza w oliwie. - O Boże! - Lizzie odepchnęła Sophie z drogi. - Woda! - krzyknął Jack i obróciwszy się na wózku, sięgnął po wiadro stojące za matką, ale Christopher go ubiegł. I wtedy usłyszeli potworny krzyk Edwarda. 23 Joanne wieszała właśnie stos upranych koszul Tony'ego w ogródku z tyłu domu (mąż lubił, żeby jego bielizna schła na powietrzu, a nie w maszynie, bo jego zdaniem, miała wtedy przyjemniejszy zapach), kiedy Irina, bawiąca się dotąd na małym prostokącie trawnika, przestała odbijać swoją czerwoną piłkę, podbiegła do matki i uczepiła się jej dżinsów. - Pan - powiedziała. Joannę spojrzała najpierw w dół, na córkę, a potem przeniosła wzrok w kierunku wskazywanym przez dziecko. Nagle serce zabiło jej gwałtownie, gdyż rzeczywiście po drugiej stronie ceglanego murku oddzielającego ich posesję od ulicy stał jakiś mężczyzna. - Pani Patston - rzekł - proszę się nie bać. - Idź do domu, kochanie - zwróciła się Joannę do Iriny. - No, szybciutko, biegnij. - Mamusia też - ociągało się dziecko. - Pani Patston, nazywam się Michael Novak i